Z tym, że język polski należy do języków słowiańskich, a język angielski do germańskich. Język polski to język fleksyjny (inaczej syntetyczny) - odmieniamy bowiem czasowniki (koniugacja) i rzeczowniki (deklinacja). W języku angielskim z kolei nie mamy odmian czasowników (z małymi wyjątkami), ani rzeczowników i dlatego jest to W 1904 roku wybuchła wojna między Rosją a Japonią. W tedy właśnie, w świadomości polskich wojskowych i działaczy politycznych narodził się pomysł współpracy wywiadowczej. Autorem jednego z nich był Józef Piłsudski, który spotkał się we Wiedniu w maju 1904 roku z płk. Utsonomiyą. Ten z kolei zaprosił go do Tokio. 34° 47' wschód. Populacja: 250000. Tel Awiw-Jaffa - szczegółowa mapa Google. Aktualny czas - Tel Awiw-Jaffa, Izrael - strefa czasowa, bieżący czas lokalny, która godzina. cash. Japonia na mapie Kontynent: AzjaPowierzchnia: 377,835 km²Stolica: TokioWaluta: Yen (JPY)Numer kierunkowy: +81Domena: .jpSzerokość geograficzna: Długość geograficzna: 126,529,000Najwyższe wzniesienie: 0 m Ile trwa lot do Japonii? Niestety, to dość długa, bo kilkunastogodzinna podróż. Japonia jest położona po drugiej stronie globu, co sprawia, że wyprawa do tego pięknego kraju zajmuje sporo czasu. Sprawdź najważniejsze informacje o locie do Japonii! Czas lotu z Polski do Japonii wynosi około 14 godzin. W zależności od linii lotniczych czas lotu obejmuje międzylądowanie w Pekinie lub Seulu. Można jednak skorzystać z bezpośrednich lotów z Warszawy do Tokio, które trwają nieco ponad 11 godzin. Różnica czasu między Polską a Japonią jest również znaczna – Polska jest o sześć godzin wcześniej niż Japonia. Oznacza to, że podróżni muszą być przygotowani na długą podróż i lekki jet lag, gdy lecą z Polski do Japonii. Gdzie możesz podróżować w Japonii? Japonia to kraj z wieloma pięknymi i interesującymi miastami, z których każde ma swoją unikalną kulturę i atrakcje. W zależności od miejsca, z którego przylatujesz, istnieje kilka różnych japońskich miast, do których możesz łatwo dotrzeć samolotem. Z Tokio można polecieć do Osaki, Nagoi lub Fukuoki. Wszystkie te miasta znajdują się w południowej części Japonii i są łatwo dostępne z dwóch głównych lotnisk w Tokio – Narita i Haneda. Jeśli przylatujesz z innego kraju, być może uda Ci się także dolecieć bezpośrednio do jednego z tych miast. Osaka jest popularnym celem podróży ze względu na jedzenie i życie nocne, Nagoja jest znana z tradycyjnej sztuki i rzemiosła, a Fukuoka to piękne miasto z wieloma parkami. Najlepszy moment na odwiedzenie Japonii Jeśli planujesz podróż do Japonii, najlepszym momentem na lot jest sezon letni. Jest to okres pomiędzy szczytem sezonu turystycznego a okresem poza sezonem, kiedy ceny są niższe, ale pogoda jest nadal łagodna. W przypadku Japonii sezon letni trwa zazwyczaj od końca marca do początku maja, a następnie od połowy września do końca października. W tych miesiącach można cieszyć się komfortowymi temperaturami, pięknymi kwiatami wiśni (wiosną) i wspaniałymi liśćmi jesiennymi (jesienią). Ponieważ ceny lotów w sezonie letnim są zazwyczaj niższe, zaoszczędzisz także na swojej podróży. Kiedy więc najlepiej lecieć do Japonii? Odpowiedzią jest sezon letni. Już wiesz, ile trwa lot do Japonii. Kto wie, być może ten kraj będzie celem twoich najbliższych wakacji? Zobacz też: Nawigacja wpisu Jak Sowieci weszli do Czechosłowacji, to naprawdę nie wiedziałam, co będzie. Ale w stanie wojennym? Ja się w ogóle nie bałam. Byłam zakochana w Marku i w pełni mu ufałam, że będzie dobrze. Masakatsu Yoshida: - Takich pomarańczy, jak tutaj, nigdy w Japonii nie jadłem. Dla tego smaku warto było Nowakowska: - U was to był Zachód! Mieliście zachodnie samochody, tyle towarów można było u was kupić na bazarze. W Czechach to był twardy komunizm, nawet sąsiad na sąsiada Gonzalez Tejera: - Trafiłem tu dzięki żonie. To ona mnie przywiozła do tego „zimnego kraju”.Cudzoziemcy w stanie wojennym13 grudnia 1981 roku miliony Polek i Polaków śledziło – w radiu lub w telewizji – wystąpienie pewnego generała w zielonym mundurze i charakterystycznych ciemnych okularach, który poważnym tonem ogłaszał, że „ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią”. Ale nie tylko oni. Stan wojenny zastał też w naszym kraju tysiące cudzoziemców. Dyplomaci, lekarze, naukowcy, artyści, dziennikarze, zwyczajni pracownicy, małżonkowie obywateli i obywatelek PRL – każdy i każda z jakiegoś powodu znaleźli się w Polsce właśnie wtedy. Wielu tutaj zostało, mimo trudności i przeciwności. Troje z nich zgodziło się opowiedzieć mi swoje historie.„Myśleli, że jadę do Rosji”- Studiowałem filologię słowiańską na uniwersytecie w Sapporo. Zawsze interesowałem się innymi kulturami, uznałem, że warto je poznawać. A Japonia była w latach 70. pod silnym wpływem Ameryki. Wszystko było zamerykanizowane, zwłaszcza styl życia – tłumaczy Masakatsu Yoshida, lektor języka japońskiego na Uniwersytecie Łódzkim. Myśleli, że jadę do Rosji. Nie było wtedy tak łatwo dostępnej wiedzy, jak teraz. Zwykli Japończycy byli przekonani, że Polska jest częścią ZSRR Do Polski trafił w 1978 roku dzięki stypendium rządowemu. W Warszawie miał pisać doktorat z pedagogiki. Rodzina nie była zachwycona jego decyzją. – Myśleli, że jadę do Rosji. Nie było wtedy tak łatwo dostępnej wiedzy, jak teraz. Zwykli Japończycy byli przekonani, że Polska jest częścią ZSRR – o Polsce jednak zdążył się już sporo dowiedzieć. Kojarzył też Wojciecha Fortunę, który na zimowych igrzyskach olimpijskich w Sapporo w 1972 roku wywalczył złoty medal w skokach narciarskich. Szczygieł i "Gottland"- Przyjechałam w 1980 roku, dostałam kontrakt na dwa lata w teatrze w Chorzowie – wspomina Jirina Nowakowska. Tancerka z Pragi już wcześniej bywała u nas na krótkich występach z grupą słynnego choreografa Franka Towena. W pałacu w Koszęcinie, gdzie swoją siedzibę miał zespół „Śląsk”, uczyła młodzież sztuki ojciec pracował w hucie, matka zajmowała się domem. Dopiero po latach – dzięki Mariuszowi Szczygłowi i jego książce „Gottland” – dowiedziała się o przeszłości ojca: że był dziennikarzem „Rudego Prava” (czeski odpowiednik „Trybuny Ludu”), z którego wyrzucono go, bo najprawdopodobniej nie chciał zapisać się do partii. – W domu się o tym nie rozmawiało. To były inne czasy: był socjalizm, a ja miałam trójkę rodzeństwa. Dzieci trzeba było ubrać, nakarmić, kupić im buty. Ojciec zasuwał w hucie, żeby nas utrzymać - opowiada. Syn dysydentaA jak zaczynał wychowany na Dominikanie Carlos Gonzalez Tejera? - Pierwszą gazetkę szkolną prowadziłem już jako 16-latek, w liceum. Ciągnęło mnie do pisania – zaczyna. Podkreśla, jak istotną rolę odegrała w jego życiu literatura – to dzięki matce, która była dyrektorką biblioteki uniwersytetu w Santo Domigo. – Najstarszego w całej Ameryce Łacińskiej – zaznacza. Popularne w magazynie Snuje przy tym rodzinną sagę: o dziadku ze strony ojca - przywódcy związku zawodowego pocztowców w Hiszpanii - i ojcu, który walczył w hiszpańskiej wojnie domowej po stronie republikanów, potem trafił do obozu koncentracyjnego we Francji, a po emigracji na Karaiby organizował zamachy na życie prawicowego dyktatora Rafaela Trujillo, za co był więziony i torturowany. – Można powiedzieć, że byłem synem dysydenta – opisuje. Jednym z przodków matki był zaś Maximo Gomez, bohater narodowy Kuby, jeden z ojców jej niepodległości. – Gdy Fidel Castro przyleciał na Dominikanę, pierwszym miastem, jakie odwiedził, było Bani, skąd pochodzi rodzina mojej mamy – mówi.„Ktoś musiał się ożenić z Czeszką”W Polsce Jirina poznała swoją wielką miłość – Marka Nowakowskiego. Zmarłego przed trzema laty aktora i reżysera mogliśmy oglądać w „Janosiku”, „Ekstradycji” czy „Poranku kojota”. Doczekali się córki Karoliny, która zawodowo poszła w ślady ojca. - Z nim się wspaniale rozmawiało, inteligentny, oczytany, same plusy – wspomina męża. – Wszystko potrafił załatwić, wyremontować. Dziś już się tacy mężczyźni nie rodzą – wzdycha. Jirina Nowakowska (z prawej) z mężem Markiem i córką Karoliną fot. VIPHOTO/East News I opowiada, jak kiedyś trafiła w jego ręce książka o zasłużonych pochowanych na Cmentarzu Powązkowskim. – Tam był fragment o jego pradziadku. Januszu Ferdynandzie Nowakowskim, lekarzu, który w XIX wieku założył pierwszą polsko-czeską spółkę. Pierwszą w historii! Marek zawsze żartował, że „w końcu ktoś z naszej rodziny musiał się ożenić z Czeszką” – śmieje w Polsce znalazł także Yoshida. Japończyk przez wspólnych znajomych poznał w 1980 roku Barbarę – pochodzącą z Opolszczyzny studentkę łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Ale dopiero 8 lat później zostali małżeństwem. W 1989 urodziła się ich córka Izumi, dziś twórczyni filmów animowanych. "Nauczył się języka w 29 godzin" „Zimnym krajem” z początku opowieści Gonzaleza Tejery jest oczywiście Polska, a „ciepłym” samemu – studiującemu wówczas nauki rolnicze w Sofii – ze swoimi plażami, słońcem i błękitnym morzem, znacznie bardziej przypominała rodzinną Dominikanę, z której wyjechał pod koniec lat 60. To właśnie w Bułgarii poznał filolożkę Urszulę, z którą doczekał się trojga dzieci i sześciorga wnucząt. Passent nauczył się hiszpańskiego łącznie w 29 godzin, wyjątkowy zdolny Do Polski przeprowadzili się w 1975 roku. Na początku znalazł zatrudnienie w Towarzystwie Przyjaciół Kultury Iberyjskiej, gdzie prowadził kursy języka hiszpańskiego. - W pewnym momencie pod opieką prawie 1000 uczniów z paru roczników – z nich był Daniel Passent, wybitny dziennikarz związany od lat z tygodnikiem „Polityka”, późniejszy ambasador w Chile. – Nauczył się hiszpańskiego łącznie w 29 godzin, wyjątkowy zdolny – komplementuje go dawny nauczyciel.„Dziesiąty zmysł”Stan wojenny wybuchł 13 grudnia 1981 roku. A co robili moi rozmówcy dzień wcześniej? Czy cokolwiek przeczuwali? - Jechaliśmy do Pragi. Chciałam przedstawić Marka rodzicom. Na granicy zatrzymano pociąg i powiedziano: „Kto Polak, ten zawraca, reszta może jechać” – relacjonuje Nowakowska. Nie przeczuwała jeszcze, co się święci. Jej partner rzekł wtedy: „To jedź sama, ja tu zostanę, zorientuję się, co i jak i dołączę do Ciebie".- A mnie się włączył, nie wiem, jakiś dziesiąty zmysł! Powiedziałem: „Marek, ja bez ciebie nie jadę, nie ma mowy, zostaję”. Widzi pan, i tak, w tym pociągu, w jednej chwili podjęłam życiową decyzję – nie zaś robił Masakatsu Yoshida, gdy wprowadzono stan wojenny? - Byłem w Warszawie, spotkaniu z kolegami. Rozmawialiśmy, jedliśmy i piliśmy do późnej nocy. Właściwie zostałem do na Warszawę- 12 grudnia wpadłem do zarządu „Solidarność Mazowsze”. Nikogo nie było, bo całe kierownictwo pojechało na komisję krajową do Gdańska. Tam była też ekipa wysłana przez solidarność z Polskiej Agencji Prasowej, Piotr Ikonowicz – opowiada Carlos Gonzalez Tejera. Spotkał jedynie teletypistkę, która obsługiwała teleksy i odczytywała informacje z terenu. A telegramy przychodziły z Zielonej Góry, ze Szczecina i innych miast na zachodzie Polski. - Że jakieś czołgi przejeżdżały i idą na wschód. Zaczynamy dzwonić do ekipy dziennikarskiej, ale nie dało się dodzwonić. A coś mi nie pasowało, bo wszystkie te wojska obchodzą miasta dookoła i jadą właśnie na wschód – tym kontekście poleca mi wydaną niedawno książkę „Gambit Jaruzelskiego”, przybliżającą nieznane ponoć kulisy operacji wprowadzenia stanu wojennego ze strony państwa polskiego. 12 grudnia wpadłem do zarządu „Solidarność Mazowsze”. Nikogo nie było, bo całe kierownictwo pojechało na komisję krajową do Gdańska. Tam była też ekipa wysłana przez solidarność z Polskiej Agencji Prasowej, Piotr Ikonowicz - Wracam do domu, bo koleżanka miała do nas przyjść na kolację. Potem odprowadziłem ją na przystanek autobusowy, bo mieszkała na Bemowie. My wtedy mieszkaliśmy przy al. Stanów Zjednoczonych, na rogu z Grenadierów. Tam jest komenda milicji. Idę obok, ale się nic nie dzieje, niczego nie przeczuwałem – relacjonuje. Okazało się też, że przyjaciółkę z Placu Zawiszy na Ochocie zgarnęła milicja i eskortowała do nie jechałyYoshida: - Rano zauważyliśmy, że jest jakoś inaczej, ale nie wiedzieliśmy, że to stan Co było inaczej? – pytam. Masakatsu Yoshida fot. Archiwum prywatne - Jakoś spokojniej na ulicach, dużo ciszej niż zwykle. Przez Aleje Jerozolimskie nie jeździł tramwaj ani autobus. W końcu włączyliśmy telewizor, ale nie było żadnego normalnego kanału. Japończyk przyznaje, że musiał wracać na piechotę, a z centrum do okolic Łazienek, gdzie wówczas mieszkał, miał do przejścia spory dystans. – Na szczęście żaden milicjant mnie nie zatrzymał - uspokaja. „To ta Czeszka z teatru”- Przez tydzień Marek był ze mną w Chorzowie, panie na portierni wiedziały, że on tam jest. Siedział zamknięty w pokoju, a ja wychodziłam do sklepu. Milicjanci mnie rozpoznawali – „o, ta Czeszka z teatru” – to już relacja Jiriny Nowakowskiej. Była wtedy w ciąży z Karoliną. - Okazało się, że mogę przez rok czasu przebywać w kraju, w którym pracuję. Gdybym nie była w ciąży, musieliby mnie deportować. – tygodniu Marek wrócił do Warszwy, a Jirina udała się na kilka dni do Pragi. Tu też zadziałała pomoc ukochanego, który załatwił jej transport na dworzec. Pociąg do stolicy Czechosłowacji odjeżdżał bowiem ok. północy, a po 22 obowiązywała już przecież godzina Pojechałam, żeby załatwić kilka spraw, po jakąś wyprawkę dla dziecka. Jakieś pieluszki, ciuszki, bo ja tu nic nie miałam. Przywiozłam ją w kartonach po alkoholu. I ktoś nam ją ukradł, gdy się wypakowywaliśmy. Złodzieje myśleli, że to wódka – mówi. Czołgi i delegacja - Jest godz. 6 rano, niedziela. Z Rembertowa czołgi jadą przez trasę Łazienkowską. Nie mieliśmy wtedy w domu telewizora, więc słuchaliśmy w radiu przemówienia Jaruzelskiego. Wtedy byliśmy strasznie źli – wspomina też swoją rozmowę z przyjacielem, attaché z kubańskiej ambasady. Ten zrelacjonował mu, że tego samego dnia w Moskwie delegacja od Fidela Castro miała przekonywać Breżniewa, żeby pod żadnym pozorem nie atakował Polski. Carlos Gonzalez Tejera fot. Archiwum prywatne Kubańczycy obawiali się bowiem, że stworzy to precedens, który w przyszłości pozwoli np. Amerykanom zaatakować ich wyspę. Godziny oczekiwania na rozmowęJak Masakatsu Yoshida wspomina te pierwsze pół roku? - Duże trudności w poruszaniu się. Nie mogliśmy np. pojechać do innego miasta, na konferencję albo zbierać materiały. A jeśli tak, to musieliśmy składać podanie i czekać 7 albo 10 dni na decyzję. Jak była odmowna, to tłumaczyli, że to w ogóle niepotrzebne, ukrywa, że trudno mu było zadzwonić się do krewnych w Japonii. - Na początku w ogóle nie było możliwości. Po jakimś czasie ją przywrócono, ale trzeba było łączyć się przez centralę do głównej poczty, a potem czekać 2-3 godziny. Czasem się nie udawało i trzeba było próbować od nowa. – opowiada. Zwraca przy tym uwagę na fakt, iż zimą różnica czasowa między Polską a Japonią wynosi aż 8 godzin.„Pan oszalał?”- Jako ciężarna miałam pozwolenie, by do momentu urodzenia zostać w Polsce. Potem miałam wrócić do Czech – mówi Nowakowska. Ale nie wyjechała. Po kilku miesiącach od narodzin córki urzędnicy zorientowali się, że nasza bohaterka przebywa tu Ani Marek, ani ja nie mieliśmy wtedy ciśnienia na ślub. Sytuacja nas zmusiła – dodaje. By Jirina mogła zostać w Polsce, wyszła za Marka. Choć bez wątpienia tym, co ich połączyło, była najprawdziwsza miłość. - Jak chciałam pojechać do Pragi, to okazało się, że mogę pojechać, ale sama, jako Czeszka. Ale Karolina już nie, bo była Polką - kontynuuje. Jako ciężarna miałam pozwolenie, by do momentu urodzenia zostać w Polsce. Potem miałam wrócić do Czech - Wie pan, co mi powiedział jeden urzędnik? „Że może pani jechać i wysłać dziecku zaproszenie”. 3-miesięcznemu dziecku! „Czy pan oszalał?” – pytałam. To dziecko ktoś musi przywieźć – dziwi wówczas decyzję, by nadać córce czeskie obywatelstwo, jednocześnie zrzekając się za nią polskiego. – Bo Czesi nie pozwalają mieć podwójnego. Ja do dziś mam tylko czeskie, a tutaj kartę stałego pobytu – tłumaczy Jirina. Gdy Karolina miała 13 lat, sama zdecydowała, że chce mieć polski paszport.„Córka zburzyła mur”Yoshidzie po pół roku od decyzji gen. Jaruzelskiego kończyła się wiza. Wrócił więc do Japonii, po czym po kilku miesiącach ponownie trafił do Polski. Odnowił pozwolenie na pobyt i chciał kontynuować doktorat, którego jednak ostatecznie nie skończył. Zbyt dużo czasu pochłaniała mu prace w łódzkim oddziale Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Japońskiej. Uczył też języka i to w różnych częściach kraju. – Na początku myślałem, że da się to pogodzić – też za panią Barbarą. Pobrali się w 1988 roku, ale krewni z Kraju Kwitnącej Wiśni nie przylecieli na ceremonię. Świadkiem Masakatsu był kolega zatrudniony w japońskiej ambasadzie. Rodzina oponowała za pierwszym razem, gdy wylatywał do Polski, ale przede wszystkim za drugim, gdy wracał, już w trakcie stanu wojennego. Masakatsu Yoshida (w środku) z żoną Barbarą i córką Izumi fot. Archiwum prywatne – Ojciec powiedział mi na pożegnanie, że mogę nie wracać do Japonii – wspomina Yoshida. Przez kilka lat ze sobą nie rozmawiali, pogodzili się dopiero po narodzinach Izumi, która chciała poznać dziadków. – Można powiedzieć, że moja córka zburzyła ten mur między mną a ojcem – wzrusza się Japończyk.„Jak odkryją ulotki, to go zabiorą”Czego najbardziej się obawiali w tym czasie? Co budziło w nich strach? Yoshida: - Pamiętam czołgi na ulicach, żołnierzy. Dla nas to był straszny widok, baliśmy się. Pomyślałem sobie, że to wojna, że może Związek Radziecki atakuje Polskę. Bo po co się wprowadza stan wojenny? Nie domyślałem się czegokolwiek - Bałem się właściwie tylko tego, że mogą mnie deportować z kraju. Że będę musiał wyjechać, jak Umeda i już nie zobaczę bliskich. A mieliśmy już małe dzieci. Ten, którego wspomina, to Yoshiho Umeda, japoński przedsiębiorca współpracujący z KOR-em i „Solidarnością”. Za działalność opozycyjną został kilka miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego wydalony z się również Jirina. Z duszą na ramieniu relacjonuje chwile grozy, jakie towarzyszyły jej i partnerowi podczas pewnego wczesnowiosennego wieczora 1982 Odwiedziliśmy znajomych i się zasiedzieliśmy. Było już po dziewiątej, wychodzimy i na ulicy łapie nas patrol. Zabierają Marka do milicyjnej suki, a ja stoję na środku chodnika, z tym wielkim brzuchem. Byłam cała mokra od nerwów. Bo on miał w kieszeni bibułę. fot. "Solidarność" - napis na płótnie (bibuła)/ Co ciekawe, autorem treści na ulotkach był… Marek Nowakowski. Ale inny – pisarz, twórca kultowych opowiadań z nurtu „małego realizmu”. - Wiedziałem, że jak odkryją, że on to ma, to go zabiorą. A ja się nie dowiem, gdzie końcu pan Marek wyszedł z radiowozu cały i zdrowy, choć – jak pamięta Jirina – „ jak sprany”. „Ja już nawet nie pamiętam, co im powiedziałem” – Gdybym nie była w zaawansowanej ciąży, to na pewno by go zabrali opowiada. - Gdy tylko wróciliśmy do domu, zapytał, czy mamy flaszkę. Musiał się z tego wszystkiego jeszcze czegoś napić – dodaje. Gdybym nie była w zaawansowanej ciąży, to na pewno by go zabrali Czy Jirinie stan wojenny skojarzył się z interwencją wojsk radzieckich w jej rodzinnej Czechosłowacji, która miała miejsce w 1968 roku? – Nie, wtedy było inaczej. Jak weszli Sowieci, to naprawdę się baliśmy. Mama prosiła, żebyśmy nigdzie z domu nie wychodzili – wspomina, dodając: - A stan wojenny? Ja się w ogóle nie bałam. Byłam zakochana w Marku. I pełni mu ufałam - dodaje. Z perspektywy czasu wie, że miała wówczas w sobie dużo nadziei. „Jak wejdą Ruscy, będzie masakra”Z moich rozmówców tylko Gonzalez zdobywa się na analizę politologiczną. Jego zdaniem decyzja Jaruzelskiego, choć kontrowersyjna i różnie po latach oceniana, mogła uchronić Polskę opłakanymi skutkami ewentualnej radzieckiej Po prostu wiedział, że jak wejdą Ruscy, to będzie masakra. To by się mogło zakończyć wojną światową – Ale nie wiadomo, czy by weszli. Oni twierdzą, że nie, jednoznacznych dowodów nie ma – wtrącam się. - Oni mogą powiedzieć, że by nie weszli, ale kto to wie – odpowiada. – A trzeba też pamiętać, że w ramach samego PZPR była silna opozycja przeciw Jaruzelskiemu. Taka twarda linia, bardziej prorosyjska. Chodzili na wódeczkę do ambasady. A generał nie chodził, bo nie pił – podkreśla. Po prostu wiedział, że jak wejdą Ruscy, to będzie masakra. To by się mogło zakończyć wojną światową Mój rozmówca był zresztą w latach 80. blisko polityki. Po stanie wojennym wrócił bowiem do jednej ze swoich wielkich pasji, czyli dziennikarstwa. Pracował jako korespondent w agencjach prasowych w Interpress Service, Prensa Latina czy jak sam twierdzi, część polskich i zagranicznych dziennikarzy go nie lubiła. Traktowali go jako rywala, który zawsze może zdobyć lepszy materiał. Przodował w tym zwłaszcza Hermann Tertsch, ówczesny korespondent hiszpańskiego dziennika „El Pais”, a dziś eurodeputowany skrajnie prawicowej partii „VOX”.- Rozprowadzał plotki, że jestem podstawionym radzieckim agentem. Wyjątkowa świnia – mówi bez robią dziś?Masukatsu Yoshida od 10 lat mieszka z żoną w Poznowicach na Opolszczyźnie. Dlaczego tam? – Jak zacząłem myśleć o emeryturze, to wymarzyłem sobie domek na wsi. Pomogła nam go znaleźć siostra żony – wyjaśnia. Bo w istocie, Ziemia Opolska to rodzinne strony pani Barbary. Oboje prowadzą też Ośrodek Języka i Kultury Japońskiej przy Muzeum Archeologicznym w Łodzi, a Masakatsu wciąż wykłada na Uniwersytecie Łódzkim – choć przez pandemię zajęcia ma w trybie Nowakowska na początku lat 90. założyła – i prowadzi do dziś – „Tap Dance”. To pierwsza w Polsce profesjonalna szkoła stepowania. Jest niekwestionowanym autorytetem w tej dziedzinie. Oprócz tego robi choreografie do programów telewizyjnych oraz spektakli teatralnych. Carlos Gonzalez Tejera został po transformacji ustrojowej popularyzatorem sztuki kulinarnej w Polsce. Organizował pokazy oraz konkursu dla gastronomów, a także prowadził – w Polsacie czy stacjach regionalnych - programy kulinarne, „Warszawa od kuchni” oraz „Między nami smakoszami”- ten drugi można znaleźć w zakamarkach You Tube’a, jak Dominikańczyk zachwyca się specjałami kuchni tajskiej. Ale o przeszłości nie zapomniał. W latach 90. współpracował z hiszpańską siecią radiową Cadena SER i Radiem Madryt, był też korespondentem telewizji Telemadrid na Europę Wschodnią. Przez pewien pełnił także funkcję wiceprzewodniczącego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej w Polsce.„Najpiękniejszy okres życia”Żadne z nich nie żałuje - mimo zewnętrznych niedogodności – pozostania w Polsce. Świetnie ułożyło im się w życiu prywatnym, odnieśli też zawodowe sukcesy. I choć poważna tonacja jest w tych wspomnieniach obecna, niech za podsumowanie posłużą słowa Jiriny Tak sobie myślę: sytuacja polityczna była taka, że byli „oni” i „my”. Ale „my” to byliśmy wszyscy razem. Niektórzy mówią „komuno, wróć”, ale w tym sensie, że wszyscy sobie pomagali. Wszyscy byliśmy dla siebie życzliwi. Zawsze można było wpaść do sąsiadki z dołu, pożyczyć dwa jajka. Ja od 7 lat mieszkam w nowym mieszkaniu i prawie nie znam nazwisk mieszkańców – ponownie nawiązuje do swojego związku z Markiem. – Nie ma nic piękniejszego niż zakochani w sobie ludzie. Facet patrzy we mnie, jak w obrazek i nieważne, że obok jedzie czołg, patrol i nie wiadomo, co będzie – wyznaje mi. Wtedy wiedziała, że będzie dobrze. I teraz też to wie.

różnica czasu między polską a japonią